Praca
sezonowa |
Uwaga! Wszystkie teksty
pochodzą z dwutygodnika: "Praca i Nauka za
granicą". |
|
|
|
3.06.2005r.
WŁOCHY | Na południu kraju w nieludzkich warunkach wykorzystuje się tysiące Polaków Obozy pracy?
Włosi swój proceder uprawiają już kolejny rok. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomagali im w tym nasi rodacy, którzy tworzą zorganizowane grupy – często wspólnie z obywatelami Rosji i Ukrainy – które zmuszają Polaków do pracy w nieludzkich warunkach i ściągają od nich haracze. Południe Włoch, a zwłaszcza okolice Fogii to rejony słynące z wielkich plantacji, na których uprawia się niemal wszystko. Cebulę, karczochy, paprykę, pomidory… Polaków można spotkać także w gajach oliwnych i sadach cytrusowych. Pracują za marne 3 euro za godzinę. Zwykle mieszkają w namiotach albo rozpadających się barakach. Jedyny dostęp do bieżącej wody to – nierzadko dość oddalony od miejsca zamieszkania – hydrant. Za łazienkę robią drewniane, cuchnące latryny, a za prysznic – który jest tutaj niewątpliwie luksusem – ogrodowy szlauch. Praca jest ciężka. Często ponad siły. Najczęściej ze zgiętym kręgosłupem, z głową niemal przy ziemi, czasem na klęczkach. W sięgających 40 stopni C upałach, robią po kilkanaście godzin dziennie w pełnym słońcu. Jeśli ktoś pracuje za wolno i nie wyrabia „normy” jest skutecznie poganiany przez miejscowych „capo”. To najbardziej zasłużeni pracownicy plantacji, którzy niejednokrotnie przebywają we Włoszech na stałe lub przyjeżdżają w to samo miejsce już kolejny rok. Zwykle ich jedynym obowiązkiem jest właśnie pilnowanie tych, którzy obrabiają pola. I są za to sowicie wynagradzani. Wśród Polaków, którzy choć raz byli na włoskich plantacjach krążą legendy o gangsterach, którzy jeżdżą od plantacji do plantacji i zbierają haracze tylko za to, że nikogo nie pobiją, nie pozbawią pracy i nie zabiorą skromnego dobytku. W wielu miejscach funkcjonują „dobre ciocie”, które „opiekują” się nowoprzybyłymi, oferując za „skromną opłatą” pomoc w zagospodarowaniu się. Pożyczają naczynia, kuchenki i butle gazowe, czasem jakiś materac. Kolejny problem to zakupy. Plantacje położone są zwykle na odludziu, kilkanaście, w najlepszym razie kilka kilometrów od najbliższego sklepu, który nota bene czynny jest w takich godzinach, kiedy Polacy są w polu. Aby „ułatwić” im życie, pracodawcy, albo co bardziej przedsiębiorcze grupy rodaków, oferują robienie zakupów i dowożenie ich na plantację. Problem w tym, że taka usługa kosztuje. Bywa, że za te same produkty trzeba zapłacić kilka razy więcej niż w sklepie. Nie ma jednak innego wyjścia i zdesperowani pracownicy przepłacają, byle tylko mieć co włożyć do garnka. Tym bardziej, że wiele plantacji przypomina bardziej obozy pracy niż gospodarstwa rolne, z których nie wolno wychodzić. Jakakolwiek próba ucieczki jest karana. Można zostać pobitym, zgwałconym, albo zmuszonym przez jakiś czas do pracy bez wynagrodzenia.
* * *
Wyjazd do wymarzonej pracy we Włoszech może okazać się najgorszym w życiu horrorem. W kolejnych numerach będziemy wracać do tego problemu. Podpowiemy jak uniknąć kłopotów, w porę rozpoznając nieuczciwego pośrednika. Wrócimy także do problemu kierowców wywożących bezrobotnych Polaków do Włoch – zmamionych obietnicą dobrego zarobku – i pozostawiających ich tam bez środków do życia.
Mariola Sobotko Współpraca: Dorota Sobolewska-Bielecka, Loggia |
|
|
|